Re-kontrola.
Miał być kojec, miał być cień i lepsze warunki dla psiaka.
Niestety po dotarciu na miejsce zauważyliśmy, że nic się nie zmieniło. Żar lał się z nieba, a malutki, czarny piesek uwiązany w pełnym słońcu na łańcuchu bez możliwości dostania się do budy (w której na pewno także temperatura przekraczała wszelkie normy) oraz wody. Wstrząśnięci tym faktem wezwaliśmy na miejsce Policję. Panowie poszli porozmawiać z właścicielem, gdyż my nie zostaliśmy wpuszczeni na posesję. Trudno, czasami warto odpuścić by pomóc. Panowie Policjanci usłyszeli tą samą śpiewkę, którą słyszeli ich poprzednicy na interwencji. Tym razem nie odpuścimy. Niestety Policja nie widziała zagrożenia życia zwierzęcia. Udaliśmy się do gminy. Przez COVID kontakt z gminą jest utrudniony. Pani w gminie też nie zauważała potrzeby natychmiastowego podjęcia działań (no cóż, piątek po 14ej, więc wiadomo). Wróciliśmy więc na miejsce ponownie wzywając ten sam patrol. Policjantów skontaktowaliśmy z naszym prawnikiem by wytłumaczył im pewne kwestie. Pani Maja była pod telefonem cały czas i dzielnie nas wspierała mimo swoich obowiązków (za co z całego serca dziękujemy!). Podczas rozmowy z prawnikiem pojawił się wnuk właściciela psa, który powiadomił syna właściciela o naszej obecności. Syn dotarł na miejsce. Policja kazała natychmiast przestawić psa do cienia informując o konsekwencjach braku tego działania w dniu dzisiejszym. A my zadeklarowaliśmy, że nie ruszymy się z miejsca dopóki pies nie zostanie przeniesiony. Syn z wnukiem podjęli natychmiastowe działania, za co dziękujemy. My ponownie nie mogliśmy wejść na posesję. W 10 minut znalazł się ten sławny kojec, który podobno od 2 lat staje w cieniu i stanąć nie może. Panowie umiejscowili kojec w cieniu, podali psu zimną i świeżą wodę. Widzieliśmy jak bardzo pies się cieszy! Tak jakby wygrał życie...
Czy jesteśmy zadowoleni z przebiegu wydarzeń? Absolutnie nie. Czujemy żal, rozgoryczenie i niesprawiedliwość. Oprócz nas i naszego prawnika nikt nie widział zagrożenia życia psa przebywającego w tak ekstremalnych warunkach (w ostatnie upały temperatura nieraz przekraczała 30 stopni W CIENIU).
Podwójnie przykro jest nam z powodu, że znowu traktowano nas jak intruzów. Gdzie od początku wyciągałyśmy rękę i chciałyśmy pomóc nawet w fizycznym przenoszeniu budy. Gdyby właściciel chciał z nami rozmawiać nie musiałybyśmy wzywać Policji, po prostu pomogłybyśmy psiakowi. Na tym zależało nam od początku.
Mimo wszystko dziękujemy Policjantom. Dziękujemy także synowi i wnukowi właściciela, którzy natychmiastowo uwolnili psiaka z tego "żywego piekła". Szkoda, że potrzeba było do tego całego dnia i tylu emocji.
Psiakowi zostawiliśmy karmę. Zostawiliśmy także ulotkę i informację, że jesteśmy gotowi przyjąć psiaka, jeśli tylko właściciel zechce się go zrzec. Mimo tego iż psiak jest kompletnie nie nauczony życia z ludźmi i będzie u nas kolejnym psem w którego trzeba będzie włożyć ogrom pracy to słów na wiatr nie puszczamy i słowa dotrzymamy.
Zdjęcia pochodzą z interwencji. Dzisiaj na re-kontroli nie mieliśmy możliwości zrobić nowych. Nie chcieliśmy się z nikim szarpać i podsycać mało przyjemnej atmosfery. Zależało nam tylko na tym by jak najszybciej zabrać psa do cienia. Czas uciekał, a żar lejący się z nieba nie ustępował.
Nie zamykamy tej sprawy. O dalszych działaniach będziemy informować.
Mały, wiejski piesek. Jest, bo jest, jeść i wodę dostaje i na tym koniec plusów. Licha buda na tyłach garażu, krótki łańcuch, ogromny guz na łapie. Właścicielka chyba nie była zadowolona z naszej wizyty, ale rozmowa przebiegła w spokojnej atmosferze. Usłyszeliśmy, że weterynarz jest umówiony. Wierzymy, ale podpisaliśmy z Panią zobowiązanie na konsultację weterynaryjną, wydłużenie łańcucha i poprawienie budy. Właścicielka ma nam przesłać wypis od weterynarza. Piesek fajny, daliśmy mu parę chrupek i chyba nas polubił, bo merdał ogonkiem. Zostawiliśmy Pani karmę "senior", którą mieliśmy w aucie. Mamy nadzieję, że wesprze jego rekonwalescencję po wycięciu guza. W tej chwili najpilniejsza jest konsultacja weterynaryjna i podjęcie działań, zanim guz się otworzy. Liczymy, że właścicielka psa potraktuje ten problem priorytetowo i zajmie się psem zgodnie z Ustawą o ochronie zwierząt, która wyraźnie mówi, że utrzymywanie psa w stanie nieleczonej choroby jest przestępstwem (na krótkim łańcuchu i w nieocieplonej budzie także). Należy podkreślić, że w historii fundacji zapadło już kilka wyroków skazujacych za nieleczenie psiaków. Będziemy pilnować tej sprawy, żeby piesek otrzymał pomoc weterynaryjną zanim dojdzie do nieszczęścia.
Niestety pożegnaliśmy Hope w sobotę 29. sierpnia :(
Rano jej stan drastycznie się pogorszył i wróciła wysoka gorączka. Lekarz poinformował nas, że jest źle i musimy się przygotować na najgorsze. Po kolejnym USG dostaliśmy kolejny telefon, który brzmiał "Guz pękł w środku. Przepraszam, ale nie mogę nic więcej zrobić". Jedyne, co można było zrobić, to skrócić jej cierpienie.
Hope stała się kolejną ofiarą zaniedbania i znieczulicy. Gasła przez pół roku... gdzie przez ten czas byli sąsiedzi, znajomi, krewni pseudowłaścicieli? Przechodnie mijający ten dom?
Będziemy walczyć o sprawiedliwość dla Hope, choć przegraliśmy walkę o jej życie. Jej właściciele muszą zostać ukarani za obojętność, która w takich przypadkach równa się okrucieństwu.
Prosimy, miejcie oczy otwarte i "wściubiajcie nosy w nie swoje sprawy", bo to może uratować czyjeś życie.
*****
W niedzielę o 2:00 w nocy zadzwoniła do mnie znajoma. Znalazła chudego psa wracając z rodzinnej imprezy. Na zdjęciu, które dostalam, widać było, że pies jest chudy i zaniedbany, ale nie sądziłam, że sunia przeżywa taki dramat. Byłam bez samochodu. Poradziłam, by zadzwoniła na 112. Znajoma zadzwoniła i dostała obietnice przyjazdu schroniska. Siedziała z psem do 3:30. Schronisko nie przyjeżdżało, zaczęło okropnie lać, a sunia schowała się w krzaki, w ciemnościach była nie do namierzenia. Przepadła. Schronisko odezwało się w niedzielę o 9:00. Znajoma podejmowała próby odnalezienia psa, ale bez skutku. Dziś zobaczyliśmy post o poszukiwaniu własciciela, bo pies przybłąkał się na posesję i jest w kiepskim stanie. Rzuciliśmy wszystko i pojechaliśmy na miejsce. Hope leżała w wykopanym na potrzeby budowy dole, nie ruszała się. W pierwszej chwili pomyśleliśmy, że nie żyje.. Natychmiast zabraliśmy Hope do samochodu, powiadomilismy weterynarza. W lecznicy Podaj Łapę w Zabierzowie od razu sztab lekarzy i techników przystąpił do ratowania Hope. Dostała leki i kroplówki, zostało wykonane RTG, USG, pobrana krew. Kiedy stan Hope był opanowany, a ona leżała pod kroplówką zwolniono nas z warty. Długo nie odpoczywałyśmy, pojechałyśmy szukać właściciela Hope. Udało się. Dowiedziałyśmy się, że sunia ma ok.10-11 lat. W marcu źle się poczuła, był u niej weterynarz, podał leki i kazał przywieźć do gabinetu. Nie zrobiono tego. Od marca do sierpnia nie udzielono psu żadnej pomocy medycznej. Uzasadnienie? "Brak pieniędzy, raka się nie leczy, Pani nie miała sumienia usypiać". Zarówno właścicielka psa jak i domownicy nie wyglądają na osoby ubogie ani nieporadne życiowo. Na podwórku zastaliśmy drugiego psa w typie rasy bokser. Wygląda jak pączek w maśle i mieszka w domu. Dlaczego Hope nie miała tego przywileju? Mimo, że właścicielka opowiadała nam jak wierny jest to pies? Dlaczego na Hope nie było pieniędzy, a może bardziej chęci? Tego nie wiemy. Nie mieści nam się w głowie jak można żyć obok psa, który z dnia na dzień staje się żywym trupem... i nie zrobić absolutnie nic, by mu pomóc.
Sama Hope (wcześniej Mucha) walczy. Wyniki krwi pokazują anemię i stan zapalny. Na listwie mlecznej wisi guz, który jest także w środku. Węzły chłonne są powiększone. Stan suni nie pozwala na operację. Natomiast zaczęła pić wodę i dosłownie rzuca się na jedzenie. Jest delikatna i tak krucha, że boimy się ją dotykać, by nie zrobić jej krzywdy. Zdjęcia, które Państwo widzą to różnica 7 godzin. To dla nas wystarczający powód by walczyć razem z nią. A później znaleźć jej dom, dla którego "wierny pies" będzie ważny zawsze. Nawet wtedy, kiedy się rozchoruje.
Naprawdę nie mamy słów, by opisać, jak okropnie się czujemy. Znieczulica? To dzisiaj w naszych ustach komplement w stronę wlaścicielki.
Chcielibyśmy Państwu obiecać, że postawimy Hope na nogi i oddamy jej to, co straciła. Robimy wszystko, by tak się stało. Imię "Hope" nie wzięło się znikąd. Wszyscy mamy nadzieję, że uda się ją uratować. A ona pokazuje nam, że warto tę nadzieję mieć, chociaż jest ciężko, a rokowania są ostrożne. Chociaż widzieliśmy wiele, to za każdym razem, gdy patrzymy na nią, mamy łzy w oczach. Tak bardzo chciałybyśmy, żeby się udało, żeby Hope stała się symbolem naszej walki o zwierzęta. Żeby pokazać, że nie można się poddawać. Żeby jej historia dotarła do wielu ludzi, którzy zaniedbują zwierzęta. Żeby udowodnić, że zaangażowaniem i miłością można pokonać największe przeszkody.
My wierzymy w nią z całych sił.
Serdecznie dziękujemy Lecznicy Weterynaryjnej "Podaj Łapę" w Zabierzowie za zaangażowanie i poświęcenie oraz opiekę nad Hope.
Prosimy, trzymajcie kciuki. To dzięki Waszemu wsparciu Hope ma szansę na wyleczenie i lepsze życie. Dziękujemy Wam z całego serca za tak szybką reakcję. Nie wiemy jeszcze, jakie będą koszty. Musimy ustabilizować jej stan, zapewnić dobre jedzenie, utrzymanie, a później wykonać operację. Będziemy informować na bieżąco. Przed nami długa walka, ale wiemy, że warto!
La Fauna Fundacja Dla Zwierząt - interwencje i adopcje
ul. Balicka 56; 30-149 Kraków
email: fundacja@zwierzetainterwencje.pl
Wspieraj nas przelewem:
Rachunek bankowy w PLN nr: 51 1050 1445 1000 0090 3123 5246
Rachunek bankowy w EUR nr: 56 1050 1445 1000 0090 3123 5253
BLIK na telefon ☎️ 507 414 838