Odbieramy telefon. Głos, który szuka ratunku dla uwięzionych w komórce psów krzyczy z rozpaczy. "To moja siostra! To ona zgotowała im piekło! Zaraz je zagłodzi! Ratujcie je!". Płacz, szloch, nerwy, przekleństwa - osoba zgłaszająca jest na skraju załamania. Za półtora doby musi wyjechać z kraju, wrócić do pracy. Nikt nie chce jej pomóc w ocaleniu psów. Nie zastanawiamy się długo. Nie wiemy co się stanie z psami, kiedy ona wyjedzie. Rano pakujemy kennele i wyruszamy. To znowu prawie godzina drogi w jedną stronę :(
Podjeżdżamy pod wskazany adres. Z domu wybiega kobieta, ubrana w piżamę i kapcie. Prowadzi nas do komórki. W środku słychać psy. Za chwilę naprawdę zobaczymy te 3 szkielety i jednego szczeniaka, który już zaczął doganiać swoje towarzyszki niedoli, ale nie wygląda jeszcze tak fatalnie. W końcu trafił tu niedawno. Całe szczęście!
Właścicielka uważa, że dbała o psy i że je karmiła. Przytakujemy, bo silna woń alkoholu sugeruje, że nie powinnyśmy się wdawać w dyskusje.
Psy pakujemy do klatek. Już nigdy tutaj nie wrócą i nigdy, przenigdy nie będą głodne!
Rozmawiamy raz jeszcze. Właścicielka zmienia wersje. Sama do końca nie wie, która to matka, która córka. Nie szczepiła psów, bo nie ma samochodu. Nie odrobaczała, bo nie ma pieniędzy.
Nie wiemy ile psy przebywały same w tej zimnej komórce (szpary w drzwiach, ogromna dziura nad drzwiami, a w środku może jeden stopień cieplej niż na zewnątrz), w tym syfie i smrodzie. Właścicielka nie wie, a może nie chce powiedzieć? Pokazuje nam kojec. To w nim sunie przebywały zanim trafiły do komórki. Opadają nam ręce, bo już sami nie wiemy co było dla nich gorsze. Ile nie jadły? Tego nie wie nikt. Ich stan wskazuje, że nie jadły bardzo, bardzo długo.
Wszystkie dziewczynki są już z nami. Bezpieczne, po wizycie weterynaryjnej, nakarmione, odpoczywają w cieple.
EDYCJA: Wszystkie sunie mają już domy.
Tej interwencji nikt nam nie zgłaszał. Jadąc w zupełnie inne miejsce przejeżdżałyśmy koło starego domu i zobaczyłyśmy na tyłach psa w zniszczonej budzie. Okazało się, że budy, a raczej budo-prowizorki są trzy, w jednej duży kudłaty mieszaniec, dwie wyglądające na puste, do tego stado wygłodniałych kotów, i mnóstwo wszelkiego ptactwa. Właściciela nie było, zostawiłyśmy wezwanie do kontaktu, i już miałysmy odjeżdżać, kiedy z najdalszej, położonej na wybiegu dla kur i kaczek pseudobudy wyszedł chwiejąc się mały pies. Wyszedł i utknął tuż przed budą. Sforsowałyśmy ogrodzenie i zobaczyłyśmy ten kłębek rozpaczy - chudy, starszy, skołtuniony psiak na zardzewiałym poplątanym łańcuchu, pozwalającym mu zrobić dosłownie jeden krok za próg swojego więzienia. :( Nie było mowy, żeby tam został nawet chwilę dłużej.
Edzio jest już z nami, po wstępnym badaniu weterynaryjnym mamy nieśmiałą nadzieję, że oprócz "zwykłych" problemów, czyli chmar pcheł i pasożytów wewnętrznych, zwyrodniałych stawów i ogólnego wyniszczenia, Edzio jakimś cudem uchronił się przed poważniejszymi schorzeniami. Ale pełna diagnostyka dopiero przed nami, psiaka trzeba najpierw odkarmić i porządnie odrobaczyć.
Nie wiemy, ile będzie nas kosztowało utrzymanie i leczenie Edzia do momentu, kiedy znajdziemu mu dom godny tego miana, gdzie będzie mógł w spokoju i cieple spędzić ostatnie lata. Ale mając prawie 50 zwierząt pod opieką stoimy jak zwykle pod ścianą z finansami, więc każde, nawet najmniejsze wsparcie, jest dla nas ratunkiem.
Toffik to historia jakich wiele. Smutna rzeczywistość polskich wsi - łańcuch, nieocieplona buda, brak szczepień, człowiek widziany z daleka.
Kiedy zobaczyłyśmy ważącego kilka kilogramów krótkowłosego psiaka na łańcuchu, to kolejny raz załamał się nam świat. Właściciela nie było w domu, ale udało się w końcu z nim spotkać. Zgodził się z nami, że buda, którą ma Toffik jest beznadziejna i nie nadaje się dla niego. Ten psiak nie mógł zostać w tym miejscu, ani w tej ani w żadnej innej budzie. Prognozy pogody nie są optymistyczne, a Toffik już ma odmrożoną skórę na uszach :( Całe szczęście, właściciel chciał dla swojego psa lepszego życia, którego sam nie mógł mu zapewnić (nie chciał go wziąć do domu). Zgodził się podpisać zrzeczenie i uwierzył, że znajdziemy mu duuużo lepszy dom.
Toffik to chodząca dobroć. Lubi inne psiaki, nie ma w nim agresji. Pojechał do domu tymczasowego, ale przed nami pełna profilaktyka, szczepienia, kastracja. To wszystko kosztuje krocie, a przy liczbie psiaków, którą w ostatnim czasie odebrałyśmy, to dla nas duży wydatek, nie do przeskoczenia bez Waszej pomocy.
EDYCJA: Toffik znalazł wspaniały dom.
La Fauna Fundacja Dla Zwierząt - interwencje i adopcje
ul. Balicka 56; 30-149 Kraków
email: fundacja@zwierzetainterwencje.pl
Wspieraj nas przelewem:
Rachunek bankowy w PLN nr: 51 1050 1445 1000 0090 3123 5246
Rachunek bankowy w EUR nr: 56 1050 1445 1000 0090 3123 5253
BLIK na telefon ☎️ 507 414 838